Zastanawialiście się kiedyś, ile wirtualnych śladów pozostawiamy po sobie każdego dnia? Jak wiele, inni mogą się na ich podstawie dowiedzieć o tym, kim jesteśmy?
OSINT – temat rzeka, o którym mówią dziś wszyscy. Dziennikarze, rekruterzy, specjaliści od PR, nie wspominając o ludziach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w każdym aspekcie i wydaniu. Z tego względu odpuszczę sobie to, co zapewne większość wie, albo w ciągu paru sekund może sprawdzić za pomocą wyszukiwarki i skupię się na tym, co można osiągnąć za pomocą dobrze przeprowadzonego OSINTu, w połączeniu z technologią dostępną powszechnie na rynku. I radzę zapiąć pasy, bo choć to nie science-fiction, ani scenariusz kolejnej części Jasona Bourne’a, to niektórzy mogą nie uwierzyć.
Zacznę od techniki. Nie jakiejś szczególnie wyszukanej, abstrakcyjnie drogiej lub dostępnej jedynie dla garstki wybranych. Chodzi o sprzęt, który niemal każdy z nas nosi dziś w kieszeni. Tak, zgadliście, to oczywiście telefon komórkowy, a konkretnie jego wariacja zwana smartfonem. A ponieważ najlepszym sprzymierzeńcem felietonisty jest wyobraźnia jego czytelników, spróbuję przemówić bezpośrednio do niej.
Wyobraźcie sobie więc, że pewnego przeciętnego poranka, jadąc do pracy, widzicie w autobusie uosobienie waszych marzeń o romantycznym uczuciu. Spokojnie, to jedynie tło wydarzeń. Widzicie, ale z jakichś względów nie możecie zrobić nic więcej, choć zdajecie sobie sprawę, że być może ta sytuacja nigdy więcej się nie powtórzy. Co zrobić, by serce do końca życia nie wypominało nam zmarnowanej okazji? Ano można sięgnąć po smartfon i zrobić interesującej nas osobie zdjęcie. Ukradkiem, skrycie, niby przypadkiem. Najlepiej, jeśli zdjęć będzie kilka, albo uda nam się nagrać film. Najważniejsze, by twarz osoby była na każdym dobrze widoczna. Następnie wchodzimy na stronę umożliwiającą wyszukiwanie osób na podstawie zdjęć.
I tu od razu wyjaśnienie, dlaczego warto mieć więcej niż jedno zdjęcie. Wspomniane wyszukiwarki działają w oparciu o rozbudowane algorytmy analizujące cechy biometryczne twarzy. Im większą ilością materiału porównawczego dysponują, tym większa jest dokładność osiąganych rezultatów. A tymi są zdjęcia uznane przez program za przedstawiające tą samą osobę, której fotografie stanowiły materiał wyjściowy. Poza zdjęciami otrzymujemy również linki do miejsc, w których owe fotografie zostały odnalezione. I tu pierwsza ciekawostka. To nie zawsze są miejsca oczywiste, a niektóre z rezultatów mogą przyprawić widoczne na nich osoby o zawał. Wracając jednak do wyobraźni, doświadczenie podpowiada mi, że jest całkiem spore prawdopodobieństwo, iż wyszukiwarka odnajdzie zdjęcia osoby, która wpadła nam w oko. Na podstawie otrzymanych wyników, jest również całkiem prawdopodobne, że te wskażą nam, kim ona jest, lub gdzie dalej szukać, by się tego dowiedzieć.
A zatem mamy zdjęcie, a przy odrobinie szczęścia również dane personalne. Teraz możemy pokusić się o dalsze sprawdzenia. Tu już niespodzianek nie będzie, a stryj Google jest wciąż niezastąpiony. Jeśli pozwoli nam odnaleźć choćby jeden profil w mediach społecznościowych, możemy zatrzeć ręce i uruchomić kolejnego wirtualnego pomocnika. Tu z pomocą przyjdą narzędzia z gatunku social media grabber. Co kryje się pod tą nazwą? Ano oprogramowanie służące analizie i pozyskiwaniu informacji z mediów społecznościowych i nie tylko. Jeśli nie masz pod ręką tego rodzaju narzędzia, ale potrafisz kojarzyć fakty i jesteś cierpliwy, również doskonale dasz sobie radę. Narzędzia maja jednak tę przewagę, że nierzadko pozwalają także wyciągać informacje z Darknetu, np. wycieki danych dotycząch kont, numerów telefonów, haseł itp. Do tego dochodzą adresy, telefony, artykuły, wywiady, wpisy na forach, wrzutki z youtube, tik-tok, Instagram, czy LinkedIn. Wszystko to pozwala na analizę powiązań osobowych, wskazanie znajomych, rodziny i kolegów z pracy, czy partnerów biznesowych. Możemy dowiedzieć się, czy, jak i gdzie prowadzą działalność gospodarczą, lub jak oceniają działalność innych. W rejestrach Ministerstwa Sprawiedliwości możemy sprawdzić, czy powiązane z badaną osobą firmy wywiązują się z obowiązków informacyjnych i jakie mają przychody. CEiDG wskaże nam adresy, a serwisy z danymi KW, pomogą ocenić zasobność portfela. W ciągu godziny od wyjścia z autobusu, w którym trafiła nas wredna strzała Amora, możemy się o obiekcie naszych westchnień dowiedzieć więcej, niż podczas kilku pierwszych randek.
A teraz po raz kolejny pozwolę sobie puścić oko do Waszej wyobraźni. Otóż pomyślcie, że zamiast komunikacyjnego zauroczenia, obiektem zainteresowań są partnerzy biznesowi, potencjalni inwestorzy, czy nowi kontrahenci, a wspomniane wyżej narzędzia pozwolą Wam świetnie przygotować się do procesu negocjacyjnego, czy oszacować potencjalne korzyści wynikające z ewentualnej współpracy. Ocenę wartości takich informacji pozostawiam, po raz kolejny, Waszej wyobraźni.
Jak to naprawdę jest z tym udowodnieniem zdrady? Jaka jest różnica pomiędzy tym, co wystarczy małżonkowi, czy partnerowi, a tym, co będzie stanowiło dowód w sądzie?
Jak nie dać się oszukać kontrahentowi, który na pierwszy rzut oka wydaje się grać w otwarte karty? Zgadza się na kary umowne, zapisy o wyłączności, ale od początku chowa asa w rękawie.
Jak, za pomocą otwartych źródeł, ustalić czy badany podmiot znajduje się w posiadaniu jakichś nieruchomości i czego można się jeszcze, na tej podstawie dowiedzieć?
Dywersja i sabotaż. Kiedyś brzmiało, jak podtytuł kolejnej części Rambo, dziś staje się codziennością rodzimych przedsiębiorców. Obok US, ZUS i nieuczciwej konkurencji.
Jak to naprawdę jest z tym udowodnieniem zdrady? Jaka jest różnica pomiędzy tym, co wystarczy małżonkowi, czy partnerowi, a tym, co będzie stanowiło dowód w sądzie?
Jak nie dać się oszukać kontrahentowi, który na pierwszy rzut oka wydaje się grać w otwarte karty? Zgadza się na kary umowne, zapisy o wyłączności, ale od początku chowa asa w rękawie.
Zapraszamy do kontaktu:
tel.: +48 607 266 540
pon.-sobota 8.00-19.00
📞︎
607 266 540
✉︎